en

Z zasilaniem firmy Ansae zetknąłem się po raz pierwszy kilka lat temu, kiedy koledzy z redakcji przywieźli mi dwa kable sieciowe Muluc, żebym posłuchał ich sobie tak prywatnie. Na temat firmy nie wiedziałem zupełnie nic. Chyba nawet nie istniała wtedy jej strona internetowa, więc moje informacje kończyły się na tym, że są to kable bardzo grube, wyjątkowo sztywne i porządnie wykonane. Ale poznałem się na efekcie. Byłem akurat na etapie wyboru zasilania do swojego systemu, więc przerobiłem rozmaite listwy i kondycjonery oraz sieciówki, jadąc oczywiście już z jakiegoś konkretnego pułapu.

Jeśli dobrze pamiętam, poprzednio katowałem listwę Fadela i kondycjoner PAL Powerbox oraz sieciówki Nordosta od Shivy po Brahmę. Tymczasem polskie kable, o których jeszcze zupełnie nic nie wiedziałem, pochodzące od młodziutkiej firmy, po prostu pozamiatały temat. Słuchałem na spokojnie, bez pośpiechu. I zawsze wracałem do Muluków. Od tego czasu zacząłem się interesować tą firmą i oczywiście jak najszybciej chciałem się przekonać, jak działa zasilanie Ansae w komplecie.

W międzyczasie sprawdzałem jeszcze inne opcje, pożyczałem rozmaite listwy i kondycjonery. Ostatnio dość długo stał u mnie Neel N6-2300K Dragon. Był całkiem dobry, choć strasznie niewygodny.

O kablach Neela także nie powiem złego słowa. Ale kiedy podłączyłem komplet Muluców i listwę Power Tower, nie chciałem nawet słyszeć o ponownym przełączaniu i wpinaniu czegokolwiek innego. A kiedy musiałem się z nimi rozstać na tydzień, po prostu nie słuchałem niczego. Wolałem jakoś przeczekać ten okres, niż zasilać sprzęt komputerową listwą i marnymi sieciówkami. Opis wpływu zasilania Ansae na brzmienie będzie zadziwiająco łatwy. Poprawia się wszystko. Po prostu. W największym stopniu przejrzystość, precyzja lokalizacji przestrzennej, rozmiary sceny, kontrola basu i dynamika wpływająca w prostej linii na swobodę grania. Ale nie odbywa się to kosztem spójności czy barwy.

Czasami jest tak, że po zmianie jakiegoś elementu zauważamy i doceniamy plusy, ale słyszymy też, że niektóre aspekty brzmienia były lepsze w poprzedniej konfiguracji. Najwięcej podobnych rozterek miałem właśnie z sieciówkami. Nordosty były bardzo szczegółowe, ale gasiły barwę i brakowało im gładkości. Sieciówki Neela miały świetny bas i miłą barwę, ale do mojego systemu były zbyt spokojne. Natomiast po wpięciu kabli Ansae zawsze zauważałem same plusy. To jest ogromne osiągnięcie.

Aktualnie mam pełne zasilanie tej firmy od samego licznika. Specjalny kabel został wbetonowany w podłogę i zakończony gniazdkiem Furutecha. Takim, jakie znajdziemy w listwie Power Tower, tylko z dodatkową obudową, dzięki której wygląda jak zwyczajne gniazdko. Więcej na ten temat napisałem w zakładce dotyczącej mojego pokoju, więc nie będę wklejał tego samego opisu. Ale wszystko razem, począwszy od kabla podtynkowego a na sieciówkach skończywszy, traktuję jako bardzo ważny element systemu. Wydawałoby się, że to tylko dopełnienie i ostateczny szlif, ale jednak na tym poziomie każda strata już bardzo boli.

Człowiek przyzwyczajony do tego dźwięku - swojego, dopieszczanego i cierpliwie szlifowanego dźwięku, będzie chodził struty jeśli zabraknie w nim choćby jednego elementu. Tak zresztą działa zasilanie Ansae, o czym już wielu miało okazję się przekonać. Słuchamy, doceniamy, ale tak naprawdę o skali i jakości zmian przekonamy się dopiero wtedy, gdy wrócimy do poprzednich sieciówek. Dlatego od razu ostrzegam wszystkich, którzy nie są przygotowani na taki wydatek - nie próbujcie, bo trzeba będzie sprzedać telewizor, meble, kota, nerkę i co tam jeszcze.

Trochę współczuję tym, którzy wciąż teoretyzują i nie doceniają roli dobrego zasilania. A najbardziej tym, którzy pod wpływem impulsu i nagłego przypływu gotówki kupili inne drogie kondycjonery i zagraniczne sieciówki, które moim (oczywiście bardzo skromnym) zdaniem nie umywają się do tego, co prezentuje Ansae. Dla mnie to koniec poszukiwań i kwestia zasilania rozwiązana raz na zawsze.

System zasilania ANSAE

  • Autor: Tomasz Karasiński
  • Data: 15.10.2007
  • Źródło: ansae.pl